Dotarlismy do Limy. Znalezlismy dworzec, kupilismy bilety na jedynie 18 godzinna podroz do Tacny (poludnie Peru, przy granicy z Chile) i zasiedlismy w poczekalni. Niewsypani nie mielismy ochoty na zwiedzanie Limy - bedziemy tu w drodze powrotnej. Za to obserwowlismy zycie w dworcowej rzeczywistosci. Nie bylismy dlugo w Peru, ale zdazylismy zwuwazyc, ze nie jest to kraj pierwszej czystosci. Tymczasem dworzec stanowil oaze nadnormalnosci. Liczba osob sprzatajacych na metr kwadratowy przekraczala wszytskie mozliwe standardy. Caly czas przynajmniej 3 osoby w polu widzenia szorowaly, czyscily i pucowaly. W lazience panie krzywym okiem patrzyly na chec skorzystania - nabrudzisz! Z innych dworcowych ciekawostek kierowcy przed wyjazdem w trase, dmuchali w alkomat pod okiem kamery pana inspektora (u nas tez przy sie przydalo takie cus). Takie oto fascynujace obserwacje prowadzi niewyspany czlowiek na dworcu autobusowym. Na szczescie przyjechal autobus - polski pks moze pozazdroscic - dwupietrowy, z prawie lezacymi siedzeniami, jedzeniem i obsluga na pokladzie. Ruszylismy na poludnie :)